I love this photo. The lighting is drop dead gorgeous. |
Tak jak wspominałam w moim poprzednim poście miesiące temu jeden z lipcowych weekendów spędziłam u Eli plotkując, czyjąc i robiąc generalnie fajne rzeczy. Podczas gdy ona szyła swoją polonezkę, ja zdecydowałam się podjąć uszycia jedwabnego pet-en-l'air.
As I mentioned in my last post many months ago (sigh) one of the weekends in July I spent at Ela's place sewing, gossiping and generally having a good time. The thing I was creating back then was this pet-en-l'air which I still absolutely adore despite few flaws.
Bad quality photo from the ball thanks Ela (who took it) and my Instagram |
Pet-en-l'air jest całkowicie podszyty bawełnianą podszewką, łącznie z plisami (niestety nie miałąm pod ręką wystrczająco dużego kawałka lnu, a czas był cenny. Zarówno mankiety jak i bawet usztywnione są szywnym lnianym płótnem, a całość jest uszyta całkowicie ręcznie. Cały proces zajął około 35h, przy czym wiele zawdzięczam Eli która upięła na mnie wykrój na podszewkę zdecydowanie ułatwiając mi zadanie. Niestety cienki jedwab żyje swoim życiem i plisy w dolnej połowie nie chcą się układać w żaden sposób. Ale są przynajmniej marudne idealnie symetrycznie, więc mogłoby być dużo gorzej.
Oh, right, the silk is actually a orange/pink shot silk. |
Top of the pleats turned out pretty perfect. Also, that hairdo is awesome. |
There was A LOT of walking involved... Well you have to do something when you already rich, young and married. |
Jacket is fully lined in cotton including the pleats (I unfortunately didn't had a big enough piece of linen at hand), entirely hand sewn. Both the cuffs and stomacher are strenghten with stiff linen canvas and lined with linen. I little more than 35h on this project, with huge help from Ela who pinned the pattern for lining directly on my body. The flaws - as you can clearly see in the photo above the back pleats are not quite right. But they at least are symmetrically wrong, so you know... Could be worse.
Ah, there it is, my happy face. |
The jacket was worn by me twice - once during the ball, of course and the second time during the event in Oporów (more on it on Porcelana's blog, who is a good blogger, not like me), where, by the combination of man's charms, sleepless nights, good arguments and mad ideas I actually became the countess. But that's an entirely another story...
I always wanted to try archery. And finally I did (accidental husband casually hanging out in the background) |
PS. All of the photos from Oporów courtesy of Garnizon Fortecy Częstochowskiej
W XVIII wieku nie masz konkurencji! :) No i bardzo lubię ten żakiet, ładnie na Tobie leży, choć moją totalną faworytką jest ta różowa z mory *_*
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Moją... W sumie też jest, ciągle nie wierzę że czystym przypadkiem kupiłam idealną tkaninę w takim odcieniu pastelu, który nie powoduje efektu topielca. To musiało być przeznaczenie :D
UsuńWspaniały jest ten pomarańczowy żakiet!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
Usuńwspaniale wyglądasz, bardzo mi się podoba Twoja działalność w XVIII wieku :) powodzenia
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, to zdecydowanie nie koniec :)
UsuńPisałam do Pani w sprawie zamówienia czy nadal jest Pani tym zainteresowana? Nie dostałam odpowiedzi. Śliczny Pet en l'air.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Wiadomość albo przeoczyłam, albo ostatecznie do mnie nie dotarła - czy może napisać Pani jeszcze raz, bezpośrednio na maila - maqdaa[at]gmail.com
Usuńz jakich drutów robisz biżuterię, jeśli można wiedzieć?:) Jest przecudowna!
OdpowiedzUsuńZwykle srebro 930 i 999 lub miedź. Ale zdarzyło mi się pracować też z brązem i mosiądzem :)
UsuńPRZEPIĘKNIE I PIĘKNE
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń